mapa serwisu napisz do nas strona główna pobierz darmowy czytnik RSS nasze kanały RSS
Pow. Łobez Łobez Radowo Małe Resko Węgorzyno
Wpisz swój adres email.
dopisz
Zadaj pytanie Burmistrzowi
Samorząd Gminny
Urząd Miejski
NIE DAJCIE GNUŚNIEĆ UMYSŁOM
Jednostki organizacyjne
Spółka gminy
Oświata, kultura i sport
 
Czy korzystasz z komunikacji zbiorowej?
Tak, podróżuję do Szczecina
Tak, podróżuję do Nowogardu
Tak, podróżuję do Łobza
Tak, podróżuję do Stargardu Szczecińskiego
Tak, podróżuję do innej miejscowości
Nie, mam własny środek transportu
Nie, podróżuję „na stopa” ;)
Nie, nie korzystam
Zobacz wyniki | Głosuj
Archiwum »
Publikacja sondy: 8 Październik 2009


czwartek 2 maja 2024imieniny: Anatol, Zygmunt, Anastazy
  Biuletyn Informacji Publicznej
   
Legenda "O białym orle nad cmentarzem olbrzymów"
 

- DOBRA - ZAMEK - KOŚCIÓŁ - LEGENDA - KOLEJ WĄSKOTOROWA -

 

Woda ustępowała. Z wolna, prawie niedostrzegalnie. Jezioro było ogromne, nie darmo nadano mu nazwę Wielkiego. Nie tak łatwo było odebrać mu rozległą zwierciadlaną toń i odsłonić dno pokryte wodnymi poroślami, między którymi rozlega się trzepot przerażonych ryb.
Nigdy od czasu lodowca wzrok ludzki ni oddech wiatru nie dotarły tutaj, nie dotknęły tajemnic głębiny.

 

A teraz woda spływa drenującymi rowami, uchodzi do Uklei, Regi i dalej, do Bałtyku. Już przy brzegach majaczą zarysy wysepek wyłaniających się z wody, wkrótce urosną we wzgórza i nie poznają potomni, że były to tylko płycizny dna istniejącego tu ongiś potężnego zbiornika wód.

Nie tylko jednak dzisiejsze wyspy wychylają się ku słońcu. Oto w pobliżu Wodnicy, starego cypla lądu, wrastającego w jezioro, wynurzyły się niedawno jakieś pale, gęsto wbite w dno, krzepkie jeszcze, ustawione długim szeregiem.

 

Zbiegli się zaciekawieni gapie. Najpierw młodzież i dzieci, potem poniektórzy ze starszych mieszkańców miasteczka; wreszcie nad wieczorem, po poobiedniej drzemce, nadszedł sam burmistrz Dobrej w otoczeniu kilku rajców i sekretarza.
Stali, oglądali, medytowali.

- Cóż to może być? Pewnie jakiś most pradawny...
- Most? Przez jezioro?
- I to w najszerszym miejscu?
- Nie do wiary!
- Ale widać ślady na palach. Wyraźnie. Jakieś belki na nich leżały, to pewne.

Rada w radę, pismo do Szczecina, do muzeum. Niech przyjadą, zobaczą. Może wyjaśnią. Niecodzienna to rzecz taki pomost, o którym ani wzmianki w kronice nie ma, ani najstarsi ludzie od swych dziadów nie usłyszeli.


I przyjechali archeologowie. Stanęli nad brzegiem. Czegoś takiego na Zachodnim Pomorzu nie widzieli. Zaczęli robić pomiary, wydobyli kilka belek na brzeg, odrysowywali je pracowicie, z żarem w oczach. Coś szeptali o sensacji, o wielkiej sensacji. Zasłyszano od nich, że nie był to most, lecz resztki osady palowej.


Potem zaczęli chodzić po całej Wodnicy, przyglądać się wzniesieniu, wyrastającemu na środku półwyspu, odgrzebywać ziemię.

Tu znowu pokazały się belki, potężne, kładzione na zrąb.

- Szwedzkie okopy - szeptano w tłumie.
- Nie szwedzkie - zaprzeczył kierownik ekipy. - Dużo starsze. Może i tysiąc lat mają.

To stare słowiańskie grodzisko.

Słowiańskie? Więc wzgórze owo nie jest ani naturalnym pagórkiem, ani fortyfikacjami z wojny trzydziestoletniej? Więc wznosił się tu jakiś wielki grud przodków tych wszystkich, którzy mówią tu jeszcze gwarą Wendów, najuboższych mieszkańców miasteczka. I oni, ich pradziadowie, budowali takie potężne twierdze? Ci sami, którzy pozostawili miastu niezrozumiałą dla Niemców nazwę oraz nazwiska, noszone do dziś przez Dombrowskich, Popchałów, Borków, Strzepańskich, Lipków, Racławów, Uciechów, Loszyńskich, Cieszków, nazwiska, które trudno wymówić urzędnikom rady i biura landrata.


Ktoś przypomniał, że starzy ludzie nazywają jeszcze wzniesienie na Wodnicy Drewnianą Dobrą, i chodzą gadki, że mieli tam swoją siedzibę olbrzymi. Wkrótce potwierdziła się ta część opowieści. A wszystko przez dzieci. Zachęcone przykładem archeologów rozpoczęły zabawę, „w wykopaliska". Kopały na Wodnicy, gdzie tylko się dało, spędzając tu cały dzień. Patrzono na to z uśmiechem. Niech się bawią. Lepsze to, niż miałyby obrzucać się kamieniami. Do odnalezionego grodziska i tak ich nie dopuszczono. A trzeciej osady przecież chyba już nie będzie.
Nie było. Natomiast pod ruszoną ziemią ukazały się czaszki i inne kości ludzkie.


Naukowcy i widzowie skupili się w tym miejscu. Tylko dzieciakom nie wyszło to na dobre. Wypędzono je z półwyspu nie bacząc na to, że właśnie dzięki nim odkryto cmentarzysko olbrzymów.

Z olbrzymami było trochę przesady. Odnalezione kości nie przedstawiały ich takimi, jacy występowali w podaniach. Ale od współczesnych mieszkańców różnili się potężniejszymi kształtami. Żaden ze szkieletów nie liczył mniej niż dwa metry długości. Wykopano ich kilkanaście, gdy nad opadające wody jeziora zajechał dystyngowany starszy pan w binoklach.

- Profesor Rudolf Virchow - poinformował kolegów któryś z archeologów.
- No, nie ma w całym państwie lepszego antropologa.
- A może i w Europie - dodał drugi.
Uczony poszedł do wykopaliska. Nachylił się, podniósł jedną z czaszek i zbliżył ją do oczu.

Właśnie wtedy, w pełną uwagi ciszę wdarł się niespodziewanie donośny krzyk ptaka. Zawtórował mu łopot rozłożystych skrzydeł. Olbrzymi orzeł opuszczał się ku gromadzie otaczającej otwarte groby.

Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Nawet profesor oderwał wzrok od czaszki i przeniósł w górę. Zdawało się, że orzeł celuje prosto w niego. Nagle zmienił kierunek lotu i poniósł się ku koronom drzew, zatoczył koło nad polaną i znów zakrzyczał smutno, przygnębiająco. Śledzono jego lot. Od dawna nikt w okolicy nie widział tak wielkiego ptaka. Skąd mógł przylecieć? Akurat teraz w czasie robót wykopaliskowych? Dlaczego krąży bez przerwy?

Niestrudzenie, czemu tak żałobnie woła?

- Zapowiada coś?

Rozbiegły się szepty, zwieńczone lękliwymi spojrzeniami.

(...) Orzeł zniknął.

 

Zjawił się jednak nazajutrz i przylatywał codziennie, od rana, towarzysząc pracom wykopaliskowym. Zniżał się tuz nad ziemią, przemykał miedzy głowami i kołował znów nad lasem. Aż do zmierzchu.

Wreszcie zniecierpliwiło to nie na żarty robotników i archeologów. Zaczęto rzucać w ptaka kamieniami, a gdy po pewnym czasie powracał na nowo, urządzono na niego polowanie. Myśliwi przynieśli dubeltówki, policjant Franz wydobył swój potężny pistolet i rozpoczęła się strzelanina. Nie udało się jednak trafić białopiórego przybysza. Wzniósł swój lot, ale nie uciekał. Noce spędzał na szczycie murów starej części zamku, będącej w ruinie. Stąd też przylgnęła do nich nazwa Orlej Ściany. Opuszczał rumowisko o świcie i znów płynął nad lasem, nie zaprzestając swego żałosnego wołania. Było ono tak donośne, że współczesny kronikarz zapisał, iż słyszano je nawet w Nowogardzie, odległym o szesnaście kilometrów od miasta.

 

Gdy skończono ekshumację szkieletów, orzeł zniknął. Nikt go więcej tu nie widział. Przez dłuższy czas opowiadano tylko różne podania, tworzone na poczekaniu. Według nich krzyk orła nie oznaczał żałoby po zmarłych, lecz pogróżki pod adresem żywych.(...)

 

Na podstawie:
Marzena Rzeszowska - "O białym orle nad cmentarzem olbrzymów"
w "W krainie Gryfitów. Podania, legendy i baśnie Pomorza Zachodniego"

 

 
Pozostałe w dziale
 
Dla Turystów
Sponsorzy
Organizatorzy Jarmarku Doberskiego
Biegi Uliczne
Program Jarmarku Doberskiego 2007
Biuro Jarmarku Doberskiego
Zabytkowa kolej wąskotorowa w Dobrej
Kościół św. Klary w Dobrej
Ruiny średniowiecznego zamku rycerskiego rodu von Dewiz w Dobrej
Atrakcje i wypoczynek
Gastronomia
Noclegi
Muzeum
INFORMACJA TURYSTYCZNA
 
«« wstecz
drukuj wyślij ten link
 
 
 
on line: 3 odwiedzin: 4126060
© Gmina Dobra. All rights reserved